Świat składa się z tego, co widzimy gołym okiem, ale kiedy dokładam do tego wyobraźnię, widzę świat trójwymiarowo - wtedy są dodatkowe kolory, dźwięki, konstelacje, łączenia barw, kształty i zapachy. A wyobraźnia i wszystkie słowa kojarzące się z nią - fantazjowanie, surrealizm, wymyślanie, fantasmagoria, marzenia, imaginacje, wizje, twórczość, fatamorgana, fikcja... brzmią bardzo ładnie. Jestem marzycielką, patrzącą na świat obrazkami.
Cześć! Mam na imię Paulina.
Nianią zostałam piętnaście lat temu. Właśnie nianią, bo to był sposób, by uniknąć schematycznych modeli wychowania i edukacji, jakie często charakteryzują większość przedszkoli i szkół, w których nie chciałabym nigdy pracować. Wolałam też skupiać się na jednostkach - decydować, w jaki sposób będę prowadzić dzieci przez świat i szukałam rodzin, przy których mogłabym w pełni rozwinąć skrzydła, realizując pasje i własne koncepcje wychowawcze.
Upodobałam sobie dziecięcą ultrawrażliwość i wyobraźnię, z którą można zrobić prawdziwe cuda! Dołożyłam do tego teorię wychowania estetycznego i sztukę.
Nurtami tymi zainteresowałam się, kiedy pisałam pracę dyplomową nt. rozwijania dziecięcej wrażliwości na otaczającą rzeczywistość. Tym bardziej temat ten wydał mi się egzotyczny, kiedy okazało się, że muszę dokopać się w bibliotece do starych zakurzonych książek, autorstwa takich przedwojennych estetów jak Irena Wojnar, czy Maria Gołaszewska. Ostatnie wydania tych pozycji były z lat siedemdziesiątych.
Zdaje się, że poprzez II wojnę światową zgubiliśmy gdzieś po drodze kunszt i całą rozmaitość prawdziwego zamysłu wychowania estetycznego. Obecnie większość zajęć dla dzieci związanych ze sztuką niewiele ma wspólnego z tymi przesłankami; są to przeważnie dość okrojone i infantylizujące bodźce, z niepotrzebnym podziałem na sztukę dla dorosłych i tę przeznaczoną dla dzieci. A sztuka to czyjeś emocje, które mogą być dostępne dla wszystkich.
Nie pokazujemy dzieciom artystycznych - działających na zmysły - filmów eksperymentalnych polskich twórców z lat 60 -70 tych, którzy robili swoje dzieła ręcznie. Nie oglądamy z nimi czarującej sztuki optycznej. Nie bawimy się w nakładanie barwnych plam metodą Helen Frankenthaler. Nie wspieramy ich dziecięcego myślenia animistycznego i potrzeby magii. Nie uczymy ich jak przeżywać piękno i że sztuka może dawać radość.
Nianią zostałam piętnaście lat temu. Właśnie nianią, bo to był sposób, by uniknąć schematycznych modeli wychowania i edukacji, jakie często charakteryzują większość przedszkoli i szkół, w których nie chciałabym nigdy pracować. Wolałam też skupiać się na jednostkach - decydować, w jaki sposób będę prowadzić dzieci przez świat i szukałam rodzin, przy których mogłabym w pełni rozwinąć skrzydła, realizując pasje i własne koncepcje wychowawcze.
Upodobałam sobie dziecięcą ultrawrażliwość i wyobraźnię, z którą można zrobić prawdziwe cuda! Dołożyłam do tego teorię wychowania estetycznego i sztukę.
Nurtami tymi zainteresowałam się, kiedy pisałam pracę dyplomową nt. rozwijania dziecięcej wrażliwości na otaczającą rzeczywistość. Tym bardziej temat ten wydał mi się egzotyczny, kiedy okazało się, że muszę dokopać się w bibliotece do starych zakurzonych książek, autorstwa takich przedwojennych estetów jak Irena Wojnar, czy Maria Gołaszewska. Ostatnie wydania tych pozycji były z lat siedemdziesiątych.
Zdaje się, że poprzez II wojnę światową zgubiliśmy gdzieś po drodze kunszt i całą rozmaitość prawdziwego zamysłu wychowania estetycznego. Obecnie większość zajęć dla dzieci związanych ze sztuką niewiele ma wspólnego z tymi przesłankami; są to przeważnie dość okrojone i infantylizujące bodźce, z niepotrzebnym podziałem na sztukę dla dorosłych i tę przeznaczoną dla dzieci. A sztuka to czyjeś emocje, które mogą być dostępne dla wszystkich.
Nie pokazujemy dzieciom artystycznych - działających na zmysły - filmów eksperymentalnych polskich twórców z lat 60 -70 tych, którzy robili swoje dzieła ręcznie. Nie oglądamy z nimi czarującej sztuki optycznej. Nie bawimy się w nakładanie barwnych plam metodą Helen Frankenthaler. Nie wspieramy ich dziecięcego myślenia animistycznego i potrzeby magii. Nie uczymy ich jak przeżywać piękno i że sztuka może dawać radość.
Od kilku lat piszę Niebieskie Migdały - blog, dla którego wyszukuję w sieci ciekawe i rzadkie formy pobudzania dziecięcej fantazji. Większość wartościowych artykułów można znaleźć na zagranicznych stronach - daje to smutne wrażenie, jak gdyby w Polsce nie było ani zainteresowania ani zapotrzebowania na wszelkie aktywizujące odmiany sztuki.
W maju 2017 roku miałam przyjemność wziąć udział w corocznej konferencji Ogólnopolskich Spotkań Edukacji Alternatywnej i opowiedzieć o moim spojrzeniu na wychowanie i edukację.
O prowadzeniu warsztatów marzyłam od dawna. Program wymyśliłam w oparciu o teorię wychowania estetycznego i wychowania przez sztukę. Poza tym uczę marzyć, tworzyć, fantazjować i dostrzegać alternatywne subiektywne formy postrzegania świata.
Kluczowe jest dla mnie to, czym otaczamy się na co dzień, dlatego też do warsztatów używam materiałów przedstawiających nieco inną, zapomnianą już rzeczywistość. Wyszukuję więc w antykwariatach i na pchlich targach stare magazyny, fotografie, dziwnie powykręcane szkła, koraliki i wstążki, a w sklepach dla plastyków szukam ładnych kolorów i faktur.
W maju 2017 roku miałam przyjemność wziąć udział w corocznej konferencji Ogólnopolskich Spotkań Edukacji Alternatywnej i opowiedzieć o moim spojrzeniu na wychowanie i edukację.
O prowadzeniu warsztatów marzyłam od dawna. Program wymyśliłam w oparciu o teorię wychowania estetycznego i wychowania przez sztukę. Poza tym uczę marzyć, tworzyć, fantazjować i dostrzegać alternatywne subiektywne formy postrzegania świata.
Kluczowe jest dla mnie to, czym otaczamy się na co dzień, dlatego też do warsztatów używam materiałów przedstawiających nieco inną, zapomnianą już rzeczywistość. Wyszukuję więc w antykwariatach i na pchlich targach stare magazyny, fotografie, dziwnie powykręcane szkła, koraliki i wstążki, a w sklepach dla plastyków szukam ładnych kolorów i faktur.